Jak my, chrześcijanie, powinniśmy spotykać Nowy Rok? Abp Abercjusz (Tauszew)

„Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według uczynków jego” (Ap. 22, 12).
Oto jeszcze kolejny rok naszego życia pogrążył się w zapomnieniu. Dobroć Boga obdarzyła nas nowym rokiem. Czy doceniamy tę Łaskę Boga dla nas, czy dziękujemy Bogu za to?

Niestety! Jak niewiele pozostało dziś ludzi, którzy witają nowy rok modlitwą. Bodajże zdecydowana większość spotyka go niczym nie uzasadnioną, szaloną, bezmyślną, wyuzdaną zabawą, a nasi „prawosławni” Rosjanie robią to niejednokrotnie nawet dwa razy – i według nowego i według starego stylu, jakby chcąc wykorzystać dodatkowy powód do zabawy. Chociaż powodu tutaj, ściśle mówiąc, żadnego nie ma.

O czym przypomina nam nadejście nowego roku, jak nie o tym przede wszystkim, że jeszcze o jeden rok zostało skrócone nasze ziemskie życie, że jeszcze o kolejny rok znaleźliśmy się bliżej wspólnego dla wszystkich końca – grobu, a dla wielu z nas – że ten nowy rok, być może, będzie ostatnim rokiem ich życia.

Czy jest tu powód dla zabawy?

Jeszcze arcybiskup Teofan Wyszeński i niezapomniany ojciec Jan z Kronsztadu w drugiej połowie ubiegłego wieku gorzko wyrzucali Rosjanom, że naśladując bezbożny Zachód, zaczęli na sposób pogański spotykać nowy rok, „kręcąc się z kielichami w ręku”, ponieważ to tylko ciemni poganie wierzyli, że im weselej spotkają oni nadejście nowego roku, tym bardziej udanym i szczęśliwszym będzie on dla nich. A więc pili i tańczyli do upadłego. A nam, chrześcijanom, to zupełnie nie do twarzy!

Nas, chrześcijan, nadejście nowego roku powinno, odwrotnie, usposabiać do poważnego nastroju i gorącej modlitwy do Boga.

A szczególnie poważnymi i skupionymi na modlitwie powinniśmy być teraz, w przezywanym przez nas czasie, kiedy z każdym nowym rokiem coraz bardziej i bardziej mnożą się straszne znaki nieuchronnie zbliżającego się do nas końca wszystkiego. Jeszcze tak niedawno życie ludzkości płynęło mniej lub bardziej normalnie, w pełni uzasadniając powiedzenie pełnego mądrości Koheleta: „To co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem” (Koh 1.9.). Ale oto od pewnego czasu, zwłaszcza po strasznej krwawej katastrofie, która spadła na naszą nieszczęsną ojczyznę – Rosję, coś jakby „nowego” zaczęło mocno i jasno przejawiać siebie. I rzeczywiście: jeżeli zastanowimy się głębiej nad wszystkim tym, co dzieje się obecnie w świecie, to przekonamy się, że dzieje się teraz coś nowego i strasznego, czego nigdy wcześniej nie było na tak ogromną skalę.

Przede wszystkim: jedna trzecia część świata dostała się w całkowite tyrańskie władanie szalonych bezbożników, którzy nienawidzą ludzi i którzy za główny cel swego życia i działalności uznają wytępienie w całym świecie wiary w Boga w ogóle, i zniszczenie Kościoła Chrześcijańskiego, w szczególności, i z uporem dążą do tego, nie zatrzymując się przed żadnymi, nawet najbardziej okrutnymi i nieludzkimi środkami, łącznie z rażącym wyszydzaniem, torturami, męczarniami, rozlewem krwi i morderstwami.

A pozostałe dwie trzecie, stanowiące tak zwany „wolny świat”, z każdym nowym rokiem, patrzą coraz bardziej obojętnie na to wszystko i nie tylko nie przeciwdziałają takiej wołającej do nieba przemocy, ale często pomagają jej, sami u siebie, w rzeczywistości, robiąc to samo, ale tylko bardziej ostrożnymi, „pokojowymi” środkami, obłudnie, dla odwrócenia uwagi, zachowując pozór pełnej wolności wyznania, a nawet obrony Kościoła.

Czy nie jest ten „nowy” – tak zwany „ruch ekumeniczny” – hurtowym „brataniem się” przedstawicieli wszystkich religii, którego całkiem niedawno nawet wyobrazić nie można było i który tak wielu urzeka i uwodzi wyimaginowaną miłością chrześcijańską, podczas gdy w rzeczywistości jest on bardzo daleki od prawdziwej miłości chrześcijańskiej, nierozerwalnie połączonej z poszukiwaniem prawdy. A prawdą „ekumeniści” najmniej się interesują. Gdyby to tak nie było, to już dawno wszyscy„ekumeniści” przyszliby do Prawosławia, a Prawosławni, biorący udział w „ruchu ekumenicznym”, nie odchodziliby od prawdziwego odwiecznego historycznego Prawosławia, zarażając się antychrześcijańskim duchem wolnomyślnego protestantyzmu.

Tej samej natury – jest również zupełnie nowe zjawisko Soboru Watykańskiego. I jak charakterystyczne i tragiczne jest wrażenie tego Soboru, wypowiedziane przez pewnego obserwatora prawosławnego: wydawałoby się, powinniśmy się tylko cieszyć i witać obserwowane na tym Soborze dążenie do zbliżenia z Prawosławiem i planowane w tym kierunku reformy, ale wszystko to, ku naszemu głębokiemu smutkowi, nosi charakter takiego nieokiełznanego liberalizmu, gotowego iść jeszcze dalej, że konserwatywni Rzymscy Katolicy są bliżsi nam duchowo.

I nieprawdopodobnie wzrastająca przestępczość, we wszystkich najbardziej wyszukanych i wirtuozowskich formach – zwłaszcza u młodocianych, którzy w naszych czasach, nawet według zewnętrznego ich wyglądu, po wyrażeniu oczu i twarzy, przestają być podobni do dzieci, o których powiedział w Swoim czasie Pan, że „do takich należy bowiem Królestwo Niebieskie” (Mk 10, 14)!

A obłędna bezwstydna rozpusta, która nie była zaskakującą u pogan, którzy nie znali nauczania o wysokiej godności dziewictwa, ale absolutnie jest nie do zniesienia u Chrześcijan!

Nie ma we współczesnym świecie – świecie „chrześcijańskim” – również tego, co było w starożytności w świecie pogańskim: ani godności, ani uczciwości, ani wstydu, ani … sumienia. Czarne wielu nazywa białym, kłamstwo – nazywa się prawdą, a prawdę – kłamstwem. I mimo woli przychodzi na myśl to, o czym mówi Św. Apostoł Paweł w 2 Liście do Tesaloniczan: „Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość” (2 Tes 2: 11-12).

Jak wielu teraz z porażającą lekkomyślnością powtarza na głos, lub przynajmniej chociaż dla siebie, pełen dramatycznego sceptycyzmu pytanie Piłata: „Co to jest prawda?” (J 18, 33.). I odpowiedzi nie znajdują. A nawet i nie czekają na nią …

I oto, nie patrząc na to wszystko, duchowo zaślepieni ludzie nadal krzyczą o jakimś „postępie”, o „pokoju na całym świecie,” o pomyślności ludzkości, która jakoby czeka na nią w najbliższej przyszłości, o jakichś „kuszących dalach” i „szerokich horyzontach”…

I niech nikt nie mówi, że „przesadzamy” lub głosimy pesymizm. Wówczas również i niezapomnianego Św. Teofana oraz Ojca Jana z Kronsztadu, i wielu innych wielkich filarów i lamp naszej Rosyjskiej Cerkwi, którzy ostrzegali naród rosyjski o zbliżającej się na nich strasznej karze Bożej, należałoby oskarżyć o pesymizm. A tymczasem przecież wszystko to, o czym oni tak mocno i jasno przepowiadali, malując wyjątkowo ponury obraz otaczającego ich życia, w pełni się spełniło.

Natomiast my tutaj wskazujemy tylko na ogólnie znane fakty, które mówią same za siebie i nie wymagają posiadania szczególnej przenikliwości po to, aby wyraźnie widzieć, dokąd one nas prowadzą.

Cała ludzkość reprezentuje sobą dziś ponury obraz dzisiejszego życia. Ale nie mniej ponure widowisko obserwujemy również w życiu naszych prawosławnych Rosjan za granicą. Zamiast tego, aby całkowicie i ostatecznie przejrzeć po tylu przebytych przez nas ciężkich doświadczeniach – krwawej rewolucji, uchodźstwa (dla wielu nawet dwukrotnego), zsyłek i obozów koncentracyjnych, okropności II Wojny Światowej – wielu nadal żyje w nastrojach epoki przedrewolucyjnej i roku 1917, które doprowadziły do zniszczenia Rosji. Zamiast żałować swego poprzedniego wolnomyślicielstwa i pokornie przyjść do wiary w Chrystusa, schylając się z szacunkiem przed zbawiennym autorytetem założonej przez Niego Cerkwi, tak wielu – niestety! – i tu, i za granicą żyją poza wszelką wiarą lub odpadają do innej wiary, lub sami wymyślają sobie jakąś własną wymyśloną przez siebie wiarę, a ci, którzy z wyglądu zewnętrznego, pozostają prawosławnymi, często w ogóle nie uznają Cerkwi, wyniośle i arogancko odważają się osądzać i krytykować to, o czym nie wiedzą i czego nie rozumieją, i uważają się za godnych sami pisać dla Cerkwi własne prawa, odważając się robić Cerkiew instrumentem swoich bezmyślnych pasji – tych samych pasji, które doprowadziły do śmierci naszą Ojczyznę – Rosję, a tutaj są w stanie doprowadzić do upadku jedyną rzecz, którą jeszcze mamy – naszą Cerkiew. Zamiast pokory – straszna, nie kłaniająca się przed żadnym autorytetem pycha i zarozumiałość, żądza władzy i żądza zaszczytów, szalona chęć „odgrywania roli” oraz, równocześnie, – nie ofiarując nic dla Cerkwi i dla sprawy zbawienia swojej duszy, sycić się łapczywie wszystkimi dostępnymi dobrodziejstwami tego tymczasowego, marnego życia.

I co szczególnie jest bolesne: taka duchowa brzydota i nieporządek dość często bezwstydnie są przykrywane rzekomą gorliwością o jakąś „prawdę”, głośnymi słowami o nacjonalizmie i patriotyzmie, i innych wysokich ideałach narodu rosyjskiego, chociaż często wychodzą one od osób, które nazywają siebie tutaj w Ameryce „Amerykanami pochodzenia rosyjskiego”, i tym samym tymi, którzy zrzekli się swojego rosyjskiego imienia i swojej cierpiącej Ojczyzny, o wyzwolenie i uratowanie której niby zabiegają.

Na tle tego ogólnego ponurego obrazu jedynym pocieszeniem dla nas jest to, że jednak zachowała się w naszym środowisku jeszcze niewielka resztka szczerze wierzących prawosławnych ludzi rosyjskich, cichych i pokornych, niczego nie szukających osobiście dla siebie i nie dopominających się, ale całym sercem oddanych naszej Świętej Wierze i Cerkwi. Dla nich w większości nigdzie nie daje się wolnej drogi, na wszelki sposób usuwa się ich na boki i obraża, czasem uważa się nawet za dziwaków i nienormalnych tylko dlatego, ponieważ nie są on podobni do innych, nie chcą iść z innymi „noga w nogę”, płynąć z ogólnym prądem. Spotykając ich i widząc, jak są traktowani przez innych, mimo woli przypomina się przepowiednia starożytnych ojców-ascetów o tym, że „w ostatnich czasach wszyscy ludzie będą szaleć, a temu, kto nie szaleje, będą mówić: „ty szalejesz, ponieważ nie jesteś podobny do nas”.

Ale to właśnie ci ludzie przechowują na wygnaniu prawdziwą Świętą Ruś: – to oni budują świątynie Boże, aby w nich się modlić, a nie prowadzić wokół nich swoich osobistych porachunków, nie walczyć o pierwszeństwo i politykowanie lub zbierać się w celowo urządzanych pod tymi świątyniami w dolnych pomieszczeniach dla „cocktail party”, tańców, występów i innych rozrywek. Oni czczą swoich pasterzy – prawdziwych pasterzy, którzy uczą ich tylko modlitwy i życia duchowego, prowadząc ich prostą drogą do zbawienia. I oni naprawdę nie chcą niczego innego, jak tylko, aby się ratować – właśnie ratować się, a nie siać intrygi, zajmować się niskiej próby politykierstwem, wszczynać procesy sądowe i tworzyć nikomu niepotrzebne, za wyjątkiem wrogów naszej wiary i Cerkwi, „burze w szklance wody”.

Ci nieliczni, którzy jeszcze pozostali, prawdziwi – prawosławni rosyjscy ludzie rozumieją, że Cerkiew – jest dla wiecznego zbawienia ludzi, i że nie można Jej w sposób grzeszny wykorzystywać dla jakichkolwiek innych, ziemskich celów. I dlatego nie zaczną oni prowadzić „na przebój” – „nie na życie, ale na śmierć” bezmyślnej walki ze sobą, a tym bardziej – ze swoimi pasterzami, jeśli ci pasterze nic innego od nich nie chcą, jak tylko chrześcijańskiej wrażliwości ich dusz, modlitwy i pokuty – oni unikają tylko fałszywych pasterzy, którzy idą innymi drogami, obcymi dla prawdziwego duszpasterstwa i prawdziwej duchowości życia cerkiewnego.

Ale jakże mało jest takich ludzi, w których jeszcze żyje naszą Świętą Ruś! I z każdym nowym nadchodzącym rokiem staje się ich coraz mniej. Większość urzeczona jest i całkowicie pochłonięta ogólnym życiem nowoczesnego w „pożądliwościach pięknych gnijącego” świata i stara się we wszystkim mu przypodobać – jego rozwiązłym obyczajom i zwyczajom, aby zrobić „karierę” i jak najwięcej nabyć różnych korzyści życiowych i materialnego dobrobytu.

Wszystko to razem wzięte – jest pewnym znakiem tego, że świat dobiega swego końca, a co więcej, dobiega teraz tak szybko i gwałtownie jak nigdy dotąd!

Oczywiście, nie jest to wcale powód do „pesymizmu”, ponieważ my, Chrześcijanie, doskonale wiemy, że tak być musi, i że koniec świata, prędzej czy później, jest nieunikniony.

Wiemy jednak, i oczywiście mamy nadzieję, że cud Miłości Bożej jeszcze może uratować jawnie ginący teraz świat i opóźnić nieunikniony finał, dla tych, którzy jeszcze mogą i są w stanie czynić pokutę i uratować się. Ale nie można lekkomyślnie zapadać w drzemkę, przymykając oczy na straszną rzeczywistość, na całą beznadzieję, dokonującą się przed naszymi oczami, z czysto ludzkiego punktu widzenia, zdrowego rozsądku i rozumu, i trzeba, jeśli jesteśmy naprawdę Chrześcijanami, być gotowymi na wszystko.

W naszych uszach, a jeszcze bardziej w sercach, powinny nieustannie brzmieć groźne ostrzegawcze słowa Pana Jezusa Chrystusa, wypowiedziane przez Jego umiłowanego ucznia – Jasnowidza w niezwykłym Objawieniu: „Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według uczynków jego” (Ap. 22, 12). I zamiast tego, aby przebywać w „kamiennej niewrażliwości”, łącząc się z życiem otaczającego nas świata, i spotykać Nowy Rok nierozumnie i lekkomyślnie, tak jak współczesny świat przyzwyczaił się go spotykać, zaciemniając swoją duszę niegodnym i nieprzyzwoitym dla prawdziwego Chrześcijanina zachowaniem, zwróćmy się raczej do Boga ze łzawą pokutną modlitwą o to, aby odwrócił od nas „cały Swój gniew, sprawiedliwie na nas za grzechy nasze kierowany”, aby przebaczył nam „wszystkie grzechy świadome i nieświadome, w minionym czasie przez nas uczynione”, odsunął od nas „wszystkie niszczące dusze pożądania i skażone obyczaje”, aby „Swój Boży strach umieścił w naszych sercach, w celu wypełnienia Jego Przykazań”, „aby umocnił nas w wierze prawosławnej”, „aby ugasił w nas wszelkie nienawiści, niezgody i waśnie domowe”, „aby dał nam pokój, silną i szczerą miłość, dobry nastrój i cnotliwe życie”, „aby wykorzenił i zgasił wszystkie bluźniercze bezbożne niegodziwości” i „aby umocnił, utwierdził, rozszerzył i obdarzył pokojem” nasz jedynym skarb i prawdziwe schronienie” – Świętą Cerkiew Prawosławną.

Pobłogosław koronę nadchodzącego Roku dla nas Łaską Twoją, Panie!
Tłumaczył Andrzej Leszczyński
28.12.2015 r.

 

Nicefor.Info


Jak my, chrześcijanie, powinniśmy spotykać Nowy Rok? Abp Abercjusz (Tauszew) (pl.)