Świadectwo: dogmaty papieskie przyczyną konwersji

Moja droga do Prawosławia

Michał Stanisław Wójcik, Wrocław 23 lipca 2008:
Tekst ten pisałem w czasie w którym odbyła się moja oficjalna konwersja na Prawosławie. Jest to jednak określenie techniczne. W sensie eklezjologicznym należy to co nastąpiło opisać bardziej precyzyjnie: jako zerwanie bezpośredniej communio z Arcybiskupem Metropolitą Wrocławskim Marianem, będącym w jedności z biskupem Rzymu Benedyktem XVI, a nawiązanie bezpośredniej communio z Arcybiskupem Wrocławskim i Szczecińskim Jeremiaszem, będącym w jedności z Prawosławnym Metropolitą całej Polski Arcybiskupem Sawą. Czynnikiem podstawowym skłaniającym mnie do takiej decyzji jest Objawienie Boże. Jestem świadomy, że nie opiszę w tej chwili wszystkich moich różnic dogmatycznych z Kościołem rzymskim. Pominę prawie zupełnie kwestie związane z grzechem pierworodnym, czy dogmatem o niepokalanym poczęciu Najświętszej Maryi Panny, skupiając sie jedynie na kwestii prymatu biskupa Rzymu. Nie sposób oczywiście wszystkiego zawrzeć w zdaniach, część przesłanek dla mojej decyzji nie poddaje się próbom analitycznej obróbki. 

Osobiste refleksje

Kościołowi rzymskiemu zawdzięczam otrzymanie pewnych narzędzi intelektualnych i duchowych do poznania Boga i Kościoła. Dowiedziałem się w nim, że Bóg posłał na ziemię Chrystusa, aby zbawić ludzi. Dowiedziałem się, że dzieło Chrystusa dokonane poprzez Ofiarę krzyżową rozciąga się na całą historię. To dzieło doświadczałem przez całe życie uczestnicząc w Eucharystii. W którymś momencie zrozumiałem, że Eucharystia jest źródłem Kościoła, że Kościół w niej się zaczyna i dzięki niej trwa. W niej bowiem jednoczę się z innymi ochrzczonymi prawdziwie wierzącymi w Chrystusa i z samym Chrystusem, stając się świadkiem prawdziwe uobecnionej jego Ofiary. Zrozumiałem, że Kościół jest darem Boga dla człowieka, dzięki któremu mogę osiągnąć zbawienie, że jest to narzędzie niezawodne. Dlatego całkiem naturalna dla mnie była i jest w dalszym ciągu koncepcja nieomylności Kościoła w sprawach koniecznych człowiekowi do zbawienia, czy nawet w osiąganiu coraz większej świętości. Nie oznacza to, że jasne jest dla mnie kryterium, czym jest głos Kościoła. Nie mniej jednak, mniej lub bardziej intuicyjnie, rozumiem, co Kościół naucza niezmiennie, a co jest tylko doraźnym postanowieniem prawnym powziętym z potrzeby chwili. Od tego czasu staram się, z większym lub mniejszym powodzeniem słuchać Kościoła we wszystkich tych sprawach, które dotyczą rzeczy najważniejszych, mojego duchowego wzrastania, mojej drogi do Boga. Stało się jasne dla mnie, że Kościół jako bogoludzka wspólnota, właśnie Ciało Chrystusa – bo przez niego działa Chrystus, ma swoje znaki widzialne, dzięki którym człowiek może go poznać. Te znaki można odczytać z teraźniejszości i historii Kościoła. Kościół rzymski dzięki Soborowi Watykańskiemu II nauczył mnie, że Kościół wschodni jest prawdziwym Kościołem partykularnym, mającym sukcesję i ważne sakramenty, nie jest jednak w pełnej jedności z Kościołem rzymskim. Długo zakładałem, że Kościół wschodni trwa w błędzie i że Kościół założony przez Chrystusa trwa prawdziwie w całej pełni jedynie w Kościele rzymskim. Nie zaprzestałem jednak nigdy utwierdzać się w tej prawdzie, co paradoksalnie przyczyniło się do jej odrzucenia. Potrzeba utwierdzania prawdy o prawowierności Kościoła rzymskiego wynikała z tego, że stosunkowo szybko zorientowałem się, że jest to prawda wymagająca osobistego poznania. Nie można przecież uznać, że dany Kościół partykularny jest prawdziwie zjednoczony z Ciałem Chrystusa tylko dlatego, że on sam tak o sobie twierdzi. Nie miały dla mnie zatem mocy przekonania oświadczenia Kościoła rzymskiego w tej materii. Musiałem samodzielnie poprzez analizy historyczne i teologiczne utwierdzać się w wierze w prawowierność Kościoła rzymskiego. Moje badania historii doprowadziły mnie do następujących wniosków, które w sposób syntetyczny postaram się tutaj naszkicować.

Rozwój hierarchicznego ustroju Kościoła

Pierwotne gminy Kościoła skupiały się na sprawowaniu Eucharystii wokół swoich pasterzy, wyznaczonych przez samych apostołów. W ten sposób rozwinął się urząd biskupi. Kościół stosunkowo szybko zorientował się, że funkcja biskupa nie jest zwykłą funkcją, a szczególnym charyzmatem otrzymywanym od Boga na skutek widzialnego znaku nałożenia rąk i modlitwę tych, którzy już ten charyzmat wcześniej otrzymali – czyli innych biskupów. W ten sposób rozumie się po dziś dzień sukcesję apostolską. Wiele czynników decydowało o tym, że poszczególne trony biskupie zyskiwały sobie większy autorytet niż inne. Były to: tradycje założenia danego Kościoła przez samych apostołów, rola administracyjna w cesarstwie Rzymskim metropolii, która była biskupią stolicą – i powiązania z władzą świecką, powstawanie herezji i teologicznych sporów, które wymagały odwoływania się jednych biskupów do drugich, tych już bardziej poważanych, przy czym trzeba pamiętać, że każdy taki akt odwołania i skuteczne rozwiązanie problemu dodatkowo tej powagi danemu biskupstwu dodawało. Suma tych zjawisk doprowadziła w końcu do ukonstytuowania się pięciu starożytnych patriarchatów w Rzymie, Konstantynopolu, Jerozolimie, Antiochii i Aleksandrii. Biskupi zasiadający na tronach patriarszych cieszyli się największym autorytetem, który był stopniowo wzmacniany przez zapisy prawne.

Dogmat o nieomylności papieża

Kościół rzymski w roku 1871 na soborze Watykańskim I uchwalił następujący dogmat:

Biskup rzymski, gdy mówi ex cathedra – tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa obowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności – dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności. Toteż takie definicje są niezmienne same z siebie, a nie na mocy zgody Kościoła.

Dogmat ten Kościół rzymski uznaje za prawdę przez Boga objawioną. Nauka ta, jak i nauczanie o prymacie jurysdykcyjnym biskupa Rzymu nad całym Kościołem powszechnym stało się pewnym punktem centralnym, prowadzącym mnie do uznania, że Kościół rzymski odstąpił od prawowierności. Oczywiście stwierdzenie, że tak formalna definicja przyjęta na soborze w roku 1871 stanowi dowód na odejście od wiary, musi pociągać za sobą przyznanie, że faktyczne odejście od prawowierności musiało nastąpić na długo wcześniej. Prawda o nieomylności papieża, jak i o prymacie jurysdykcyjnym biskupa Rzymu dojrzewały w Kościele rzymskim od wieków. Przywiązanie Kościoła rzymskiego do prymatu papieża promieniuje również na inne prawdy, które ogłasza przed rokiem 1871, a które również przyczyniają się do zakwestionowania w moim umyśle jego prawowierności. Jest to przede wszystkim nauka o grzechu pierworodnym zdefiniowana na Soborze Trydenckim w połączeniu z ogłoszonym w roku 1854 przez Piusa IX w bulli Ineffabilis Deus dogmacie o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny.

Zanim przejdę do podania moich argumentów, dlaczego orzeczenia Soboru Watykańskiego I nie mogę uznać za prawdziwą wiarę katolicką objawioną przez Boga, w skrótowej formie przybliżę, w jaki sposób niektórzy teologowie Kościoła rzymskiego uzasadniają, że jest dokładnie odwrotnie, czyli że prawda ta jest przez Boga objawiona. Należy zaznaczyć, że przez długi czas akceptowałem ten tok myślenia.

Szkic uzasadnienia

Uzasadnienie to opiera się na dwóch filarach. Na Piśmie Świętym i Tradycji. Z tekstów Ewangelii wynika w istocie, że Chrystus w pewien sposób wyróżnił św. Piotra. Szczególną rolę Piotra widzimy również w Dziejach Apostolskich, przykładowo we fragmencie, gdy jako pierwszy zabiera głos w Dzień Pięćdziesiątnicy. Klasyczne fragmenty, na które powołuje się Kościół rzymski to (Mt 16, 13-19; Łk 22, 31; J 21, 15-17). Następnym krokiem do uznania prawdy o prymacie biskupa Rzymu jest tradycja, że św. Piotr założył biskupstwo w Rzymie i że tam zmarł śmiercią męczeńską. Czyni to wszystkich biskupów rzymskich następcami św. Piotra. Oczywiście dla wielu teologów Kościoła rzymskiego jasne jest, że prawdy o prymacie św. Piotra nie da się, na podstawie samych słów Pisma Świętego, przenieść na wszystkich kolejnych biskupów Rzymu. Jezus nie mówił przecież nic o następcach św. Piotra. Wyprowadzają więc ją nieco inaczej. Chcą widzieć rozwijającą się percepcję prawdy o prymacie Biskupa Rzymu w całej historii Kościoła od jego początków. Zakładają, że prawda ta była od zarania obecna w formie nie do końca skrystalizowanej, w samej świadomości szczególnej roli samego Kościoła rzymskiego. Na tę rolę szczególną zdają się wskazywać już nawet początek listu św. Pawła do Rzymian i późniejsze świadectwa, takie jak np. list św. Ignacego Antiocheńskiego do Kościoła w Rzymie, gdzie pada sformułowanie „przewodzący w miłości”. Chcą widzieć uznanie całego Kościoła powszechnego dla szczególnej prawowierności i świętości Kościoła rzymskiego w pierwszych wiekach i dopiero z tego wyprowadzić, że skoro prawda ta była akceptowana co do rzymskiej wspólnoty chrześcijan, to musiała, logicznie rzecz biorąc, również dotyczyć jej pasterza – biskupa Rzymu. W dalszej kolejności wywodzą, że to on musiał być ontologiczną podstawą tej prawdy, bo to on swoją osobą konstytuuje całą rzymską wspólnotę (bez biskupa Rzymu nie można mówić bowiem o rzymskiej wspólnocie wiernych). Zatem bez nieomylnego biskupa Rzymu mającego władzę nad całym Kościołem powszechnym, nie mogłoby być mowy o szczególnej prawowierności, świętości i przewodniej roli Kościoła Rzymskiego, które to przymioty, według niektórych teologów Kościoła rzymskiego, od początku były postrzegane w całym Kościele powszechnym. W tym miejscu należy zauważyć, że teologia Kościoła rzymskiego włożyła wiele wysiłku w stworzenie uzasadnienia prawdy o prymacie i jest ono dosyć dobrze opracowane. Żaden pojedynczy prosty argument nie jest w stanie obalić tej misternie utkanej konstrukcji. Aby zrozumieć, dlaczego w tym wszystkim tkwi błąd należy zdać sobie sprawę raczej z całego zespołu zjawisk i po pierwsze dobrze rozumieć jakim organizmem jest Kościół. Gdyby prawda o prymacie miała proste obalenie nie byłoby w Kościele rzymskim tak wielu znamienitych umysłów, które akceptują ją jako przez Boga objawioną.

Brak oczywistości powszechnej akceptacji prymatu

Należy zauważyć, że nie ma żadnych przekonujących dowodów na to, że prawda o prymacie Biskupa Rzymu – oczywiście w rozumieniu rzymskim, czy nawet nadrzędnej roli Kościoła rzymskiego została zaakceptowana przez całą wspólnotę Kościoła powszechnego jako prawda objawiona. Powoływanie się tutaj na fakt, że Kościół Rzymski cieszył się szczególnym poważaniem i autorytetem jest w tym wypadku nadużyciem. Poważanie to i autorytet wynikały na pewno z roli jaką przyszło temu Kościołowi odgrywać (stolica cesarstwa, szczególne możliwości ekonomiczne do wspierania innych Kościołów) oraz z faktu posiadania grobów św. Piotra i św. Pawła, nie było jednak, jak się wydaje, powszechnej świadomości, że Kościół ten nie może nigdy upaść w wierze. Prawowierność biskupów Rzymu była oceniana przez innych w momentach, w których nie była ona oczywista. Można przyjąć, że stanowi to przesłankę, która co najmniej utrudnia przyjęcie hipotezy o powszechności zalążkowej nawet prawdy o nieomylności, czy prymacie jurysdykcyjnym.

Niektórzy ludzie Kościoła w IV wieku zastanawiali się nad prawowiernością papieża Liberiusza, który był oskarżany o podpisanie pod przymusem heretyckiego wyznania wiary. Św. Atanazy (295-373) w Historia arianorum ad Monachos twierdzi, że papież podpisał heretycką formułę, ale ponieważ działał pod przymusem nie dopuścił się herezji. Św. Hieronim (331-420) w Chronicon twierdzi, że Liberiusz złamany wygnaniem podpisał błędy heretyckie. Przy okazji tak zwanego sporu o trzy rozdziały mają miejsce następujące wypadki: Po ogłoszeniu Iudicatum przez papieża Wigiliusza biskupi afrykańscy wyłączają go z jedności kościelnej, następnie papież odwołuje Iudicatum, V Sobór Powszechny w Konstantynopolu (553) prowadzi swoje prace bez zgody papieża Wigiliusza, który został, na polecenie cesarza Justyniana, ze względów dyscyplinarnych skreślony z dyptychów kościelnych – co było jednoznaczne z ekskomuniką. Zresztą zmienna i niejednoznaczna postawa Wigiliusza wobec trzech rozdziałów doprowadziła do tego, że również na Zachodzie niektórzy oskarżali go o herezję, co doprowadziło do schizmy. W roku 680 VI Sobór Powszechny w Konstantynopolu potępia na XIII sesji nieżyjącego już papieża Honoriusza (+638), wymieniając go pośród innych biskupów winnych według Soboru rozszerzenia się błędnej nauki – monoteletyzmu.

Koncepcja ewolucyjnego rozwoju prawdy o prymacie biskupa Rzymu wydaje się być zgodna z rzeczywistością tylko wtedy, gdy ograniczymy ją właśnie do ewolucji w łonie Kościoła rzymskiego, Kościołów założonych przez niego i administracyjnie mu podległych. Nie znajduję natomiast jej wystarczającego potwierdzenia w odniesieniu do Kościoła powszechnego. Kanon VI Pierwszego Soboru Powszechnego w Nicei (325) powołując się na „starożytny zwyczaj” potwierdza, że władza biskupa aleksandryjskiego nad podległymi mu prowincjami, jest taka jaką biskup Rzymu ma na swoimi terytorium, przyznaje również analogiczną władzę biskupowi Antiochii i podsumowuje te postanowienia zdaniem: „Niech będzie zachowywane w Kościołach pierwszeństwo wynikające za starszeństwa”. Sugeruje to świadomość patriarchalnej struktury Kościoła u ojców soboru. Jest faktem, że na soborach powszechnych liczono się ze zdaniem Rzymu i że bez udziału biskupa Rzymu lub jego legatów sobór powszechny był nie do pomyślenia – jednak wynikało to głównie z tego, że biskup Rzymu był patriarchą Zachodu i z samej istoty powszechności soboru nie do wyobrażenia w starożytności był sobór powszechny bez udziału Kościoła zachodniego. To co przez cały Kościół zostało uznane na pewno to zasada pewnego honorowego pierwszeństwa, primus inter pares (pierwszy pośród równych). Wskazuje na to pośrednio 3 kanon Soboru Konstantynopolitańskiego I, który ustala, że biskup Konstantynopola ma mieć pierwszeństwo zaszczytu po biskupie Rzymu. W tym sensie możliwość powrotu do honorowego prymatu biskupa Rzymu Kościół Prawosławny uznaje po dziś dzień.

Zakłócenie rozwoju prawdy o prymacie przez fałszerstwa

Rozwój prawdy o prymacie w samym Kościele rzymskim został poważnie zakłócony przez fałszerstwa, które sam Kościół rzymski odkrył dopiero po wielu wiekach. Można by postawić hipotezę, że gdyby nie te fałszerstwa, to również i w Rzymie zwyciężyłaby w końcu prawda o prymacie honorowym, o pewnego rodzaju pierwszeństwie w miłości. Oczywiście czy tak by było naprawdę nigdy się już nie dowiemy. Skupmy się jednak na faktach. Należy wymienić tu kanony synodu w Sardyce, dzisiejszej Sofii (343), które mówią o apelacyjnej roli biskupa Rzymu. Zostały one uchwalone przez pozostałych w Sardyce biskupów Kościoła zachodniego, gdy biskupi wschodni opuścili już synod. Synod ten nie został bezpośrednio uznany nawet na całym Zachodzie, nie mówiąc już w ogóle o Wschodzie, jednak od V wieku w Rzymie jego kanony mylnie uznawano za „nicejskie” – a więc cieszyły się bardzo dużym autorytetem. Znanym fałszerstwem są również Pseudo-izydoriańskie dekretalia powstałe koło roku 850 w kościelnej prowincji Reims. W sfałszowanym dokumencie autor powołuje się na pewne prawne świadectwa, żeby wesprzeć własne tezy. Jedną z nich jest zasada, że podczas procesu przeciw biskupowi, musi on mieć prawo apelacji do Rzymu na każdym etapie procesu. Inną – zasada, że sobory i synody otrzymują swoją moc prawną w wyniku potwierdzenia przez Stolicę Apostolską. Fałszerstwa te oddziaływały głównie podczas reformy gregoriańskiej w XI wieku. Warto też wspomnieć o fałszerstwach symachiańskich. Powstały one około 500 roku. Zwracały uwagę na rzekome wypadki z około 300 roku, podczas których opierając się na zasadzie Prima sedes a nemine iudicatur (pierwsza stolica przez nikogo nie jest sądzona) uniemożliwiono zdjęcie papieża z urzędu. Pewną rolę w kształtowaniu się rzymskiej świadomości prymatu jurysdykcyjnego odegrał kolejny sfałszowany dokument Donacja Konstantyna. Zakłada się, że powstał on pomiędzy 750 a 850 rokiem. Jest on rzekomym dokumentem nadającym papieżowi Sylwestrowi (+335) znaczne przywileje przez cesarza Konstantyna. Wśród nich znajdują się stwierdzenia, że biskup Rzymu, jako następca świętego Piotra, uznany zostaje za ważniejszego od biskupów Antiochii, Aleksandrii, Konstantynopola, Jerozolimy oraz wszystkich pozostałych biskupów świata, oraz że biskup Rzymu otrzymuje władzę administracyjną nad całym Zachodem. Fałszerstwo zostało ostatecznie wykazane w roku 1440, a wcześniej było jednym ze źródeł kościelnego prawa. Kościół rzymski uznał ją oficjalnie za fałszerstwo dopiero w XIX wieku. Donacja Konstantyna była kilkakrotnie wykorzystana przez papieży w celu wsparcia ich jurysdykcyjnych roszczeń. Należy pamiętać, że przy ocenie znaczenia wymienionych wyżej fałszerstw należy zawsze brać pod uwagę to, jaka była rzeczywista siła ich oddziaływania na myśl Kościoła rzymskiego. Treści sfałszowanych dokumentów nie brały się z powietrza, były zawsze odzwierciedleniem pewnych istniejących już w Kościele rzymskim trendów. Jednak fakt, że musiano się do nich posuwać stanowi dla mnie dodatkową przesłankę na brak jednomyślności Kościoła w sprawie prymatu biskupa Rzymu.

Niejasny status eklezjologiczny „daru” papieskiej nieomylności

Po krytycznym spojrzeniu na historie rozwoju koncepcji prymatu Biskupa Rzymu, należy przyjrzeć się samej teologicznej strukturze dogmatu o nieomylności papieża. Skrupulatna chęć zrozumienia jego teologicznego sensu już sama z siebie stawia kilka trudnych pytań, na które nie łatwo znaleźć odpowiedzi.

W 1871 roku Kościół rzymski uchwalając dogmat o nieomylności papieża uchwalił, być może nie do końca zdając sobie z tego sprawę, pewnego rodzaju quasi-sakrament. Znakiem widzialnym tego quasi-sakramentu jest sporządzenie przez Biskupa Rzymu wypowiedzi spełniającej wymagania nauczania ex-cathedra, zaś szczególną łaską Bożą związaną w sposób pewny z tym znakiem jest światło Ducha Świętego, które powoduje, że biskup Rzymu w tej wypowiedzi jest nieomylny. Nazwa quasi-sakrament jest tu użyta dlatego, że powiązanie w sposób pewny daru Ducha Świętego z określoną czynnością, w tym wypadku ze sformułowaniem formalnej wypowiedzi ex-cathedra, poza sakramentami nie ma precedensu w nauce Kościoła rzymskiego. W żadnym innym wypadku poza sakramentami i właśnie omawianymi orzeczeniami papieskimi Kościół rzymski nie gwarantuje swoim „nieomylnym nauczaniem” działania szczególnej łaski Bożej. Już samo zauważenie tego faktu prowokuje pytanie o relację między tym quasi-sakramentem a sakramentami. Kościół zasadniczo osadzony jest na dwóch sakramentach: Eucharystii i kapłaństwa. Gdzie w tym porządku można umiejscowić papieską nieomylność? Jest ona ściśle związana z dziedziczeniem urzędu biskupa Rzymu. Jednak dziedziczenie urzędu inaczej niż dziedziczenie charyzmatu posługi biskupiej, stoi jakby obok rzeczywistości sakramentalnej. Zostanie biskupem zawdzięcza się aktowi konsekracji dokonanemu przez innych biskupów, zostanie biskupem Rzymu – jakiemuś administracyjnemu wyborowi na ten urząd. To pierwsze odbywa się w porządku ściśle sakramentalnym, a przez to ściśle eklezjologicznym, to drugie w porządku administracyjnym. O ile można jeszcze przyjąć, że Chrystus zechciał obdarzyć osobiście św. Piotra darem nieomylności w sprawach wiary, choć z Ewangelii nic takiego w prost nie wynika, to bardzo trudno zrozumieć, że związałby ten dar na stałe z rzeczywistością administracyjną, poza sakramentalną i poza eklezjologiczną. Z rzeczywistością dziedziczenia Rzymskiego tronu biskupiego. Czy taka wola Chrystusa musiałaby również gwarantować niezniszczalność samego Rzymu? Czy dar nieomylności papieża Kościół utraciłby w momencie zniszczenia całego półwyspu Apenińskiego w jakiejś hipotetycznej katastrofie nuklearnej? Należy zapytać tu również o starożytną tradycję mówiącą, że św. Piotr był przez pewien czas biskupem Antiochii. Istnienie tej tradycji poświadcza Orygenes (185-254) w 6. homilii do Ewangelii św. Łukasza, Euzebiusz z Cezarei (ok. 264 – ok. 340) w Historii Kościelnej i biskup Rzymu Grzegorz Wielki (ok. 540 – 604) podając, że Piotr był biskupem Antiochii przez 7 lat. Jeżeli przyjmiemy tę tradycję za prawdziwą, to czy „dar” nieomylności odziedziczyli również po św. Piotrze kolejni biskupi Antiochii?

Pytając się o status eklezjologiczny „daru” nieomylności staram się umiejscowić go w Kościele, na który patrzę oczami wiary. Patrząc oczami wiary nie widzę powiązań administracyjnych, zależności personalnych czy ideologicznych, które są rzeczą ludzką – widzę grupy wiernych skupionych na Eucharystii wokół odprawiających ją biskupów i ich prezbiterów. W tej „czystej” eklezjalnej strukturze nie widzę miejsca na nieomylność jednego wyróżnionego biskupa. Wszystkie bowiem dary, które otrzymuje biskup i którymi ubogaca swój Kościół wynikają po prostu z jego święceń biskupich, z sakramentu. Ten jeden musiałby być związany z obcą Królestwu Bożemu, czysto ludzką administracyjną rzeczywistością.

Wnioski

Jako osoba ochrzczona, należąca do Kościoła powszechnego założonego przez Chrystusa nie mogę uznać dogmatu o nieomylności biskupa Rzymu i prymatu jurysdykcyjnego, ponieważ nie widzę aby było to nieomylne nauczanie całego Kościoła. Jeżeli nawet przyjąłbym za dobrą monetę wszystkie argumenty Kościoła rzymskiego przemawiające za tym, że jest to prawda objawiona przez Boga i skłonił się ku temu, musiałbym przyznać, że mam do czynienia z procesem jedynie poszlakowym, w którym brakuje żelaznych dowodów. Można na podstawie poszlak przyjąć wiele rzeczy, ale nie w kwestiach tak istotnych jak zbawienie człowieka. Wielu teologów kościoła rzymskiego wysunie tu zapewne argument, że Kościół rzymski i biskupi pozostający z nim w jedności tworzą Kościół w pełni prawowierny i gwarantuje to sam Duch Święty, a zatem może on sam określać nieomylnie, co jest prawdą wiary – na przykład, rozważany dogmat o nieomylności biskupa Rzymu. Nie widzę jednak umocowania tej tezy w Objawieniu. Nie widzę innych, nie-rzymskich jej źródeł. Jedną z głównych przyczyn rozbicia Kościołów Wschodniego i Zachodniego była właśnie ta teza głoszona na Zachodzie w różnych jej historycznych postaciach przez biskupów Rzymu. Skutki postępowania Kościoła rzymskiego wobec innych patriarchatów, tak jak gdyby była ona prawdziwa i powszechnie akceptowana były opłakane, należy wspomnieć tu spór o filioque, czy zatargi dotyczące jurysdykcji na nowo chrystianizowanych obszarach. Jeżeli moglibyśmy powoływać się na prawowierność Kościoła rzymskiego w celu wykazania jego prawowierności, to w ten sposób moglibyśmy uzasadnić prawowierność każdej wspólnoty. Jeżeli bowiem uznalibyśmy z góry za heretycki każdy Kościół, który nie zgadza się z Kościołem rzymskim i uznalibyśmy, że tym samym jest on wyłączony z pełnej wspólnoty Kościoła powszechnego, to logicznie musielibyśmy przyznać że cały Kościół powszechny uznaje Kościół rzymski za na pewno prawowierny – a zatem, że jest to prawda wiary. Z takiej metody jednak dla Kościoła powszechnego nic nie może wynikać, bo udowadnia ona to, co właśnie założyła. Dokładnie taką samą logiką mógłby się tutaj posłużyć Kościół konstantynopolitański, czy jakikolwiek inny Kościół patriarchalny.

Udało mi się opisać w formie szkicowej moje powody dla odrzucenia zachodniej koncepcji prymatu biskupa Rzymu w całym Kościele. Cały zespół tych powodów wzbogacony o przemyślenia teologiczne dotyczące natury Kościoła powoduje, że z przykrością muszę stwierdzić, że Kościół w którym zostałem wychowany, choć ma ważne sakramenty i sukcesję apostolską*, zniekształcił Objawienie Boże. W żadnym wypadku nie oznacza to, że zostałem poza Kościołem. Wręcz przeciwnie, jedynie mocniej się z nim zjednoczyłem. Kościół Prawosławny, w którym odkryłem to wszystko, co długi czas, jak się okazało mylnie, widziałem w Kościele rzymskim, jest Kościołem, któremu nic nie brakuje. Jest to prawdziwy Kościół katolicki założony przez Chrystusa.

źródło: www.niezalezna.info

[* admin: sukcesja apostolska wiąże się nieodwołalnie z zachowaniem apostolskiej wiary]

________________________________

Opracowanie: PrawoslawniKatolicy.pll