Pontyfikat papieża Franciszka oczami tradycyjnych katolików

Pontyfikat papieża Franciszka – analogia mykologiczna – Hilary White

PopeFNie ulega wątpliwości, że skandale towarzyszące obecnemu pontyfikatowi przyczyniają się do oddzielenia katolików prawdziwych od nominalnych. Tak więc papież Franciszek przynajmniej zmusił ludzi do wyraźnego samookreślenia i wyboru strony.

(…)

Problemem nie jest papież. Problemem jest modernizm

Pewnego dnia ktoś powiedział o papieżu Franciszku: “Czytałem niedawno o fatalnym papieżu, który podjął wiele złych decyzji, a potem o papieżu, któremu udało się niemal natychmiast po swym obiorze unieważnić wszystkie decyzje swego poprzednika. Mam nadzieję, że będzie tak i tym razem”. Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy było: “Nic z tego. Tak się nie stanie, a to z powodu grzybni.. .”.

Problem polega na tym, że Franciszek nie stanowi anomalii, jest on całkowicie przewidywalnym wytworem neo-modernizmu, który opanował Kościół po II Soborze Watykańskim. Komentator ów wyraził pogląd, iż Franciszek stanowi odosobniony i niewytłumaczalny wyjątek, niczym kleszcz, który niespodzianie i przypadkowo spadł na Kościół i który może zostać usunięty, jeśli zostanie zauważony przez ludzi rozsądnych.

Cóż, gdyby tak było, gdyby w rzeczywistości istnieli jacyś ludzie rozsądni, przede wszystkim nie zostałby on wybrany papieżem.
Problemem nie jest sam Franciszek. Problemem jest neo-modernizm.

(…)

50 lat wypierania katolickiej wiary

Powtarzam jednak, że to nie sam Franciszek stanowi problem, i gdyby nawet to nie on był papieżem – gdyby nie został on wybrany podczas konklawe lub zmarł za pontyfikatu papieża Benedykta XVI – po prostu sięgnięto by po kolejnego z listy. W rzeczywistości, jak podkreślałem wielokrotnie w rozmowach z przyjaciółmi, wiara, prawdziwa religia katolicka, która ledwo się tli, wypierana z całego świata przez minione 50 lat, nie przetrwałaby kolejnego, długiego “konserwatywnego” pontyfikatu. Choć może być to dla nas bolesne, ale to właśnie Franciszek jest tym, kogo potrzebujemy.

Poprzednich dwóch papieży, niech odpoczywają w pokoju, stworzyło coś, co nazywam “konserwatywnym katolickim kompromisem“, bezpieczną przestrzenią, w której sympatyczni, mili, nieszkodliwi i upolitycznieni katolicy mogą żyć w pokoju ze światem. Dowodząc, że możliwe jest przyjęcie zasad głoszonych przez Vaticanum II przy równoczesnym zachowaniu nienaruszonego depozytu wiary, katoliccy “konserwatyści” podjęli się rzeczy niemożliwej.

Był to błąd, iluzji tej uległo jednak wielu ludzi, przekonując samych siebie, iż nie ma się czym przejmować, a nawet gdyby było – i tak nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić. Walczmy po prostu dalej, zachowajmy rozsądek i bądźmy posłuszni, a cały ten “liberalizm” w Kościele po prostu samoczynnie obumrze.

Czy naprawdę nic się nie stało?

Rzeczywistość okazała się jednak znacznie gorsza, co zresztą tradycjonaliści usiłują uświadomić całej reszcie Kościoła od 50 lat. Po soborze zdolność Kościoła do zwalczania neo-modernistycznej grzybni wydawała się stopniowo zanikać i w kolejnych dekadach, jako że problem nie został wykorzeniony całkowicie, śmiercionośne wici teologiczne rozprzestrzeniły się ostatecznie na cały jego organizm.
Rozmyślne podtrzymywanie przez hierarchię kłamstwa, iż w istocie “nic się nie zmieniło”, doprowadziło Kościół do stanu całkowitej niemal inercji. Doszło do tego, że nasi “konserwatywni” i występujący w obronie życia biskupi w rodzaju abpa Charlesa Caputa, zaczęli atakować każdego, kto wskazywał na absurdalność uczestnictwa papieża w Światowym Dniu Rodziny, na który zaproszono również zwolenników aborcji oraz zwolenników “małżeństw” homoseksualnych.

Taka jest właśnie ostateczna i nieunikniona konsekwencja przyjęcia bezrefleksyjnej i niefrasobliwej postawy wobec stopniowego upadku papiestwa, który – jak się wydaje – skończyć może się jedynie apostazją. Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie, co zrobiłoby z nami kolejnych 20 czy 30 lat pontyfikatu w stylu Jana Pawła II, w trakcie którego poddawani bylibyśmy powolnej, stopniowej i dokonującej się w niedostrzegalny niemal sposób neo-modernistyczej indoktrynacji? Czy Zbawiciel w dniu swego przyjścia znalazłby jeszcze wiarę na ziemi?

o co papieżowi tak naprawdę chodzi?

Obecnie owa przynosząca katastrofalne skutki kompromisowa postawa wydaje się znikać równie szybko, jak kra pod łapami niedźwiedzia polarnego w propagandowym memie Greepeace’u – i coraz więcej ludzi uświadamia sobie płynące z niej zagrożenia. A dzieje się to właśnie dzięki Franciszkowi, który szybko uczynił zajmowanie takiego kompromisowego stanowiska absolutnie niemożliwym.

Jaki będzie tego ostateczny efekt? Tu po raz kolejny pożyteczne będzie odwołanie się do porównania z grzybnią. Co stałoby się z lasem, który zostałby całkowicie zjedzony i zastąpiony przez grzyby? Nie byłoby już drzew, krzewów ani kwiatów czy jakiejkolwiek innej formy życia. Pozostałyby jedynie grzyby, które musiałyby w konsekwencji umrzeć z powodu braku pożywienia.

Czym jednak żywi się neo-modernistyczna grzybnia? Nie prawdziwym Kościołem, którego nie jest w stanie tknąć. W rzeczywistości zjada ona “wielką fasadę”, która wzniesiona została po II Soborze Watykańskim. Zjada samą siebie.

I coraz więcej ludzi uświadamia to sobie. Redaktor naczelny naszego periodyku wielokrotnie powtarzał, że od początku siejącego spustoszenie pontyfikatu Franciszka liczba jego czytelników gwałtownie wzrosła. To samo słyszałem od wielu innych osób, na łamach rozmaitych pism publikujących krytyczne artykuły wobec poczynań papieża.

Nie ulega wątpliwości, że skandale towarzyszące obecnemu pontyfikatowi, nie tylko te, których autorem jest sam Franciszek, ale również wywoływane przez jego przyjaciół i darzonych szczególnymi względami podwładnych, przyczyniają się do oddzielenia prawdziwych wiernych od nominalnych katolików.

Tak więc najbardziej “dzielący” papież w historii Kościoła przynajmniej zmusił ludzi do wyraźnego samookreślenia i wyboru strony. Nawet publikujący na łamach stanowiącego bastion neokonserwatyzmu “Crisis Magazine“, cierpliwy zazwyczaj i spolegliwy angielski konwertyta William Oddie napisał niedawno, że Franciszek “nie zajmuje się doktryną” i zakończył swe rozważania stanowiącą słabą pociechę konkluzją, iż pontyfikat ten nie będzie trwał wiecznie. Jak wskazywał, nawet rzecznik prasowy papieża – opanowany zazwyczaj ks. Federico Lombardi – przyznał, iż trudno mu interpretować słowa papieża i że częstokroć nie ma bladego pojęcia, o co mu chodzi.

Całkowita klęska “soborowego eksperymentu”

Być może obecna sytuacja Kościoła wymaga, by w celu uratowania jego ciała amputować pewną znaczną – i użyteczną niegdyś – jego część. Może się też zdarzyć, iż te obumarłe członki odpadną same. Z pewnością znaczną rolę w rozwoju przyszłych wydarzeń odegrają narastająca wrogość świata zewnętrznego oraz agresywny islam.
Niezależnie jednak od tego, co zgotuje Kościołowi wrogi mu świat zewnętrzny, bez wątpienia Franciszek oddaje mu przysługę, której być może nie mógłby mu oddać nikt inny: wykazuje mianowicie, że posoborowy eksperyment okazał się być, mówiąc najoględniej, całkowitą i katastrofalną w skutkach pomyłką, o czym świadczy chociażby to, iż jego owocem są podobni do niego duchowni.
Papież ten – będący szczerym i nie okazującym najmniejszego zażenowania neomodernistą – przekłuwa ostatecznie zniszczony, sflaczały balon “reformy reformy”, stanowiącej desperacką próbę obrony wewnętrznych sprzeczności katolickiego neokonserwatyzmu przez papieża Benedykta i jego działających w dobrej wierze zwolenników.

Jaki będzie tego ostateczny efekt? Wkrótce pozostanie tylko jedna alternatywa. Staje się oczywistym, że – jak to zapowiedział nasz Pan Jezus Chrystus – w czasach ostatecznych istnieć będzie Kościół oraz anty-Kościół.

Hilary White

Tłum.: Tomasz Maszczyk

Źródło: ZAWSZE WIERNI, Nr. 1 (182) 2016

www.bibula.com

Źródło: gloria.tv/media/xNi7SgAMxme

——————

Czytaj także:

Opracowanie: PrawoslawniKatolicy.pl