Prorocze widzenie św. Jana Kronsztadzkiego

saint-johnBoże-Władco, pobłogosław! Ja, wielce grzeszny sługa Boży Jan, Kronszadzki kapłan, opisuję to widzenie, własnoręcznie przeze Mnie zapisane, to co widziałem, to i przelałem na papier.
W noc na 1-ego stycznia 1908 roku, po wieczornej modlitwie usiadłem przy stole, żeby trochę odpocząć. W celi panował półmrok, przed ikoną Matki Bożej paliła się lampka oliwna. Nie minęło nawet pół godziny jak usłyszałem lekki szum, ktoś lekko dotknął mojego prawego ramienia, i cichy, delikatny, łagodny głos powiedział do mnie: „Wstań Sługo Boży, Janie, chodź ze mną”. Szybko wstałem.

Patrzę, a przede mną stoi tajemniczy, cudowny starzec, blady, z siwymi włosami, w mantii, a w lewej ręce trzyma czotki. Popatrzył na mnie surowo, ale oczy miał łagodne i dobre. A ja prawie zemdlałem ze strachu, ale cudowny starzec podtrzymał mnie – trzęsły mi się nogi i ręce, chciałem coś powiedzieć, ale język uwiązł mi w gardle. Starzec uczynił nade mną znak krzyża i zrobiło mi się lekko i radośnie na duszy – również uczyniłem na sobie znak krzyża. Potem posochem wskazał na zachodnią stronę ściany – i w tamtym miejscu nakreślił posochem (w tradycji zachodniej – pastorał – przyp. tłum.) cyfry: lata 1913, 1914, 1917, 1922, 1930, 1933, 1934. Nagle ściana zniknęła.

Idę ze starcem, po zielonym polu i widzę, że stoi tam masa krzyży: tysiące, miliony krzyży; różne: małe i wielkie, drewniane, kamienne, żelazne, miedziane, srebrne i złote. Przechodziłem obok krzyży, przeżegnałem się i ośmieliłem zapytać się starca, co to są za krzyże. On łagodnie odpowiedział mi na to: to są ci ludzie, którzy wycierpieli za Chrystusa i za słowo Boże.

Idziemy dalej i widzę, jak całe rzeki krwi płyną do morza, a morze jest czerwone od krwi. Przeraziłem się na ten widok i znów zapytałem cudnego starca: „A dlaczego przelano tak wiele krwi?” A on znów popatrzył na mnie i powiedział: „To jest chrześcijańska krew”.

Potem starzec wskazał ręką na chmury, i zobaczyłem całą mnóstwo płonących, jasno płonących lampek (łampadek). I oto zaczęły one spadać na ziemię: jedna, dwie, trzy, pięć dziesięć, dwadzieścia. Potem zaczęły spadać całymi setkami, coraz więcej i więcej i wszystkie się paliły. Bardzo się tym zmartwiłem, dlaczego nie paliły się one jasno, tylko spadały i gasły, zamieniając się w proch i pył. Starzec powiedział: patrz i zobaczyłem na obłokach tylko siedem lampek i zapytałem starca, co to oznacza? „Te spadające lampki, które widzisz, oznaczają, że Cerkwie wpadną w herezje, a zostało siedem palących się lampek – przy końcu istnienia świata zostanie siedem Powszechnych Apostolskich Cerkwi”.

[W tym miejscu należy wyjaśnić, że: w myśl podstawowej nauki o Cerkwi Bożej opierającej się na nauce św. Ignacego Antiocheńskiego, każda wspólnota cerkiewna na której czele stoi biskup jest już Cerkwią lokalną. Każda Cerkiew lokalna jest
jednocześnie Cerkwią Powszechną ponieważ przebywa w niej pełnia Ciała Chrystusowego, tak więc siedem lampek może oznaczać 7 biskupów stojących na czele swoich lokalnych Cerkwi, którzy nie ugną się przed antychrystem. – komentarz Monasteru]

Potem starzec wskazał ręką, mówiąc: patrz, i oto stałem się świadkiem cudu: widzę i słyszę, jak Aniołowie śpiewali: „Święty, Święty, Święty, Bóg Zastępów”. I widziałem, jak szła ogromna rzesza narodu ze świecami w rękach, z radosnymi, jaśniejącymi twarzami; byli tam królowie, książęta, patriarchowie, metropolici, biskupi, archimandryci, ihumeni, schymnicy, kapłani, diakoni, posłusznicy, pielgrzymujący z powodu Chrystusa, wierni świeccy, chłopcy, młodzieńcy, niemowlęta; Cherubini i Serafini towarzyszyły im do rajskich, niebiańskich przybytków. Zapytałem starca: „Kim są ci ludzie?” Starzec, jakby znał moje myśli, powiedział: „Ci wszyscy ludzie to słudzy Chrystusa, którzy oddali życie za Świętą, Chrystusową Powszechną i Apostolską Cerkiew”. Ponownie ośmieliłem się zapytać starca, czy mogę przyłączyć się do nich. Starzec odpowiedział: nie, dla ciebie jest jeszcze za wcześnie, musisz jeszcze wytrzymać (poczekać). Ponownie zapytałem: „Powiedz, ojcze a co będzie z niemowlętami?” Na to starzec odpowiedział: „Przecież niemowlęta były również męczone z powodu Chrystusa przez króla Heroda (14 tysięcy), a również i te niemowlęta otrzymały wieńce chwały od Króla Niebieskiego, które zostały zamordowane w łonach swoich matek i pozostały bezimienne. Przeżegnałem się·: „Jakże wielki i straszny grzech biorą na siebie matki – niewybaczalny grzech.”

[W tym miejscu należy wyjaśnić, że według widzenia zapisanego w książce znanego Starca-egzorcysty ojca Walentyna Mordasowa “Се даю вам власть”, owe zamordowane, lecz nieochrzczone dzieci trafiają do piekła, a dopiero w momencie śmierci swej matki są stamtąd zwalniane. Na miejsce ich cierpienia zostaje wysłana ich bezbożna rodzicielka. – komentarz Monasteru]

Idziemy dalej – weszliśmy do wielkiej cerkwi. Chciałem się uczynić na sobie znak krzyża, ale starzec przerwał mi tymi słowami: „W tym miejscu zapanowała ohyda spustoszenia”. A ja zauważyłem, że weszliśmy do bardzo mrocznej i ciemnej świątyni. Na środku cerkwi nie było ikonostasu. Zamiast ikon wisiały na ścianach jakieś dziwne portrety z twarzami zwierząt i ostro zakończonymi kołpakami, a na ołtarzu nie było krzyża, lecz duża gwiazda i Ewangelia z gwiazdą; paliły się żywiczne świece – trzaskały, jak drwa, a obok stał kielich, a niego unosił się smród i wypełzały wszelkiego rodzaju gady, żaby, skorpiony, pająki – czułem się strasznie, gdy na to wszystko patrzyłem. Prosfory też były z gwiazdą; przed ołtarzem stał kapłan w jasno czerwonym ornacie, a po ornacie pełzały zielone żaby i pająki; kapłan miał straszną i czarną twarz, jak węgiel, czerwone oczy, a z jego mordy wydobywał się dym, i miał czarne palce, jakby z popiołu. Och, Boże, jak strasznie się czuję – potem na ołtarz wskoczyła jakaś plugawa, wstrętna, czarna kobieta, cała ubrana na czerwono z gwiazdą na czole, zakręciła się na ołtarzu, a potem krzyknęła na całą cerkiew strasznym głosem, jak nocna sowa: „Wolność!” i tak stanęła, a ludzie, jak nienormalni, zaczęli biegać wokół ołtarza, z czegoś się ciesząc, a przy tym krzyczeli, gwizdali i klaskali w dłonie. Potem zaczęli śpiewać jakąś pieśń, najpierw cicho, potem głośniej, jak psy, a na koniec zamieniło się to wszystko w zwierzęce wycie, a potem w ryk. Nagle niebo rozjaśniła jasna błyskawica i uderzył silny piorun, zadrżała ziemia, a cerkiew zawaliła się i zapadła pod ziemię. Ołtarz, kapłan, czerwono ubrana kobieta – wszystko wymieszało się i z wielkim hukiem runęło w otchłań. Władco, Boże nasz, wybaw nas. Och, jak strasznie się czuję. Przeżegnałem się. Zimny pot pokrył mi czoło. Oglądnąłem się, a starzec uśmiechnął się do mnie: „Widziałeś?” – zapytał. – Widziałem. Ojcze, powiedz mi, co to było? Było to straszne i przerażające”. Starzec opowiedział mi na to: „Cerkiew, kapłan i ludzie, to heretycy, odstępcy i bezbożnicy, którzy odstąpili od wiary Chrystusowej i od Świętej, Sobornej Apostolskiej Cerkwi i uznali heretycką, liberalno – modernistyczną [живо-обновленческую] cerkiew, w której nie ma Łaski Bożej. Nie wolno w niej się modlić, ani spowiadać, ani tym bardziej przyjmować Świętych Darów, czy bierzmowania”. „Boże, wybaw mnie grzesznego, ześlij mi pokajanie i chrześcijańską śmierć”, – wyszeptałem, ale starzec mnie uspokoił: „Nie martw się – powiedział – módl się do Boga”.

Poszliśmy dalej. Patrzę, a przede mną idzie tłum niesamowicie wymęczonych ludzi, a każdy z nich ma gwiazdę na czole. Kiedy nas zobaczyli, krzyknęli: „Módlcie się za nas do Boga, święci ojcowie, jest nam bardzo ciężko, a sami nie dajemy rady. Ojcowie i matki nie uczyli nas Przykazań Bożych i nie nosimy nawet chrześcijańskich imion. Nie otrzymaliśmy pieczęci daru Ducha Świętego (lecz czerwone znamię).”.

Zapłakałem i poszedłem w ślad za starcem. „Spójrz – starzec wskazał ręką – widzisz?” Widzę góry. – Nie, to jest góra ludzkich trupów, cała rozmoknięta we krwi. Uczyniłem na sobie znak krzyża i zapytałem starca, co to wszystko znaczy? Co to za trupy? – To są mnisi i mniszki, podróżujący pielgrzymi, zamordowani za Świętą, Powszechną i Apostolską Cerkiew, którzy nie chcieli przyjąć pieczęci antychrysta, lecz zapragnęli przyjąć wieniec męczeństwa i umrzeć za Chrystusa. Modliłem się: „Zbaw, Boże i zmiłuj się nad sługami Twoimi i nad wszystkimi chrześcijanami”.

Lecz nagle starzec odwrócił się na północ i wskazując ręką, powiedział: „Patrz” Popatrzyłem i widzę: Carski pałac, a wokół niego biegają różne gatunki zwierząt różnej wielkości; gady, smoki, syczą, ryczą i lezą do pałacu – już wlazły na tron Pomazańca Bożego, Mikołaja II. Ma bladą twarz, ale pełną męstwa – odmawia modlitwę Jezusową. Nagle tron się zachwiał i spadła z niego korona, która potoczyła się w dół. Zwierzęta ryczały, biły się, próbowały udusić Pomazańca Bożego. Rozerwały i rozdeptały go, jak biesy w piekle i nagle wszystko zniknęło. Ach, Boże, jakie to straszne, wybaw nas od wszelkiego zła, nieprzyjaciela i wroga i zmiłuj się nad nami. Zapłakałem gorzko, nagle starzec wziął mnie za ramię i powiedział – „Nie płacz, Bóg na to zezwolił” i powiedział jeszcze: „Patrz” i zobaczyłem, że przede mną ukazało się blade światełko. Najpierw nie mogłem go rozróżnić, ale potem stało się jasne i zobaczyłem przed sobą Pomazańca (tj. cara–św.Mikołaja II), był jakby nieobecny duchem, na głowie miał wieniec z zielonych liści. Miał bladą, zakrwawioną twarz, a złoty krzyżyk wisiał mu na szyi. Cicho szeptał modlitwę. Potem powiedział do mnie we łzach „Pomódl się za mnie, ojcze Janie i powiedz wszystkim prawosławnym chrześcijanom, że umarłem, jak męczennik; twardo i mężnie stojąc za Wiarę Prawosławną i za Świętą Powszechną i Apostolską Cerkiew i wycierpiałem za wszystkich prawosławnych chrześcijan; i powiedz wszystkim prawosławnym Apostolskim pasterzom, żeby służyli ogólną wspólną panichidę za wszystkich zabitych na polu walki, których spalono żywcem, utonęli w morzu i którzy ponieśli cierpienia za mnie, grzesznego. Nie szukajcie mojej mogiły, bo trudno ją odnaleźć. Proszę cię jeszcze o jedno: módl się za mnie, ojcze Janie, i wybacz mi, dobry pasterzu”. Potem to wszystko zakryła mgła. Uczyniłem na sobie znak krzyża: „Przenieś, o Władco duszę zmarłego sługi Bożego Mikołaja do Twoich rajskich przybytków, wieczna jemu pamięć”. Władco-Boże, jak strasznie mi źle. Trzęsły mi się ręce i nogi, płakałem.

Starzec powiedział znów do mnie: „Nie płacz, Bóg na to zezwolił, módl się do Niego. Spójrz jeszcze raz.”. Patrzę, a przede mną pojawiła się masa ludzi, walających się, umierających z głodu, którzy jedli trawę, ziemię, jedni drugich, a psy zbierały trupy. Wszędzie straszny smród i bluźnierstwo. Boże, Władco, wybaw nas i umocnij nas w Twojej świętej wierze Chrystusowej, bez wiary jesteśmy bezsilni i słabi. A starzec znów do mnie mówi: „Popatrz tam”. I oto widzę przed sobą całą górę różnych książek, małych i wielkich. Między tymi książkami pełzają śmierdzące robaki, wiją się tam i z powrotem bez celu i wydzielają z siebie straszny smród. Zapytałem: „Co to za książki, Ojcze?” Starzec odpowiedział: „Bezbożne, heretyckie, które zarażają wszystkich ludzi na całym świecie światową, bluźnierczą nauką”. Starzec dotknął końcem posocha tych książek, wszystkie zaczęły się palić i doszczętnie spłonęły, a wiatr rozwiał popiół, który po nich został.

Widzę cerkiew, a wokół niej leży masa zapisek – karteczek i listów z prośbami o modlitwę. Przestraszyłem się i chciałem podnieść jedną z nich, przeczytać, ale starzec powiedział, że są to karteczki z prośbami o modlitwę za ludzi, które leżą w cerkwi już od wielu lat, bo kapłani zapomnieli o nich i nigdy ich nie czytają, a dusze zmarłych proszą o modlitwę, ale niestety nie ma komu się za nich modlić. Zapytałem: „A kto w taki razie będzie się za nich modlić?” „Aniołowie” – powiedział starzec. Przeżegnałem się. Wspomnij, Boże-Władco, dusze zmarłych Twoich sług w Królestwie Twoim.

Poszliśmy dalej. Starzec szedł szybko, tak, że ledwo za nim nadążałem. Nagle odwrócił się do mnie i powiedział: „Patrz”. Podniosłem głowę a przed nami idzie tłum ludzi, prześladowanych przez straszne demony, które niemiłosiernie ich biły i kuły długimi pikami, widłami i hakami. „Co to za ludzie?” – zapytałem starca. „To są ci, – odpowiedział starzec, – którzy odpadli od Wiary i od Świętej, Powszechnej i Apostolskiej Cerkwi i przyjęli heretycką, liberalną i modernistyczną łże-cerkiew” [еретическую живо-обновленческую]. Byli tam biskupi, kapłani, diakoni, wierni, mnisi oraz mniszki, którzy zawarli ślub i wiedli rozpustne życie. Byli tam również bezbożnicy, czarodzieje, rozpustnicy, nierządnice, pijaki, materialiści, heretycy, odstępcy od Wiary i Cerkwi, sekciarze i inni. Mają straszny i przerażający wygląd – czarne twarze, z gęby szła piana i wydobywał się niemiłosierny odór, a przy tym strasznie krzyczeli, ale biesy biły ich niemiłosiernie i gnały do głębokiej przepaści. Stamtąd znowu wydobywał się smród, dym, ogień i odór. Uczyniłem na sobie znak krzyża: „Wybaw, Boże, i zmiłuj się, cóż to za straszne widzenie”.

satanicsatanic-komunism2Potem widzę, jak idzie masa narodu, starzy i młodzi, a wszyscy w czerwonych ubraniach niosą wielką, czerwoną gwiazdę, o pięciu ramionach i na każdym rogu siedzi po 12 demonów, a w środku sam szatan ze strasznymi rogami i oczami krokodyla, z grzywą lwa i straszną paszczą, dużymi zębami i wymiotował śmierdzącą pianą. Wszyscy ludzie krzyczeli: „Powstań, wyklęty ludu ziemi” [1]. Pojawiła się masa biesów, wszystkie czerwone, i pieczętowali ludzi, nakładając każdemu pieczęć na rękę i na czoło w formie gwiazdy. Starzec powiedział, że to jest pieczęć antychrysta. Bardzo się przestraszyłem, uczyniłem na sobie znak krzyża i odczytałem modlitwę: „Niech powstanie z martwych Bóg!”. Po tym wszystko zniknęło, jak dym.

Śpieszyłem się i ledwie nadążałem za starcem, a starzec nagle zatrzymał się, pokazał mi ręką na wschód i powiedział: „Popatrz”. I zobaczyłem ogromną liczbę ludzi z radosnymi twarzami, a w rękach nieśli chorągwie, krzyże i świece, a pośród nich, w tłumie, uniesiony w powietrzu wysoki ołtarz, złota korona królewska, a na niej złotymi literami widniał napis: „Na krótko”. Wokół ołtarza stoją patriarchowie, biskupi, kapłani, mnisi, pustelnicy i wierni. Wszyscy śpiewają: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój”. Uczyniłem na sobie znak krzyża i wysławiłem Boga.

Nagle Starzec uczynił w powietrzu ręką trzykrotnie znak krzyża. A przed sobą widzę masę trupów i rzeki krwi. Aniołowie latali nad ciałami zabitych i ledwie nadążali podnosić dusze chrześcijańskie do ołtarza Bożego i śpiewając przy tym „Alleluja”. Strasznie było patrzeć na to wszystko. Modliłem się i płakałem gorzko. Starzec chwycił mnie za rękę i powiedział: „Nie płacz. Dzieje się to z dopustu Bożego, za brak wiary i przewrotność ludzi i to musi się wypełnić. Zbawca nasz Jezus Chrystus również wycierpiał, bowiem przelał Swoją przeczystą krew na Krzyżu. Dlatego będzie jeszcze wielu męczenników za Chrystusa, a to będą ci, którzy nie przyjmą pieczęci antychrysta, przeleją krew i otrzymają wieniec męczeństwa”.

Potem starze pomodlił się, trzy razy się uczynił znak krzyża w kierunku wschodnim i powiedział: „Oto wypełniło się proroctwo Daniela. Całkowita ohyda spustoszenia”. Zobaczyłem świątynię Jerozolimską, a na jej kopule gwiazdę. Wokół świątyni gromadzą się miliony ludzi i chcą wejść do środka. Chciałem się przeżegnać, ale starzec zatrzymał moją rękę i ponownie powiedział: „na tym miejscu zapanowała ohyda spustoszenia”. Weszliśmy do świątyni, w której było bardzo dużo ludzi. I oto na środku świątyni widzę ołtarz, a wokół ołtarza stoją trzy rzędy smolistych świec, a na ołtarzu, w jaskrawo czerwonej purpurze, siedzi globalny władca-cesarz, a na głowie ma złotą koronę z brylantami i gwiazdą. Zapytałem starca: „Kto to?” On odpowiedział: „To jest antychryst”. Wysokiego wzrostu, oczy czarne jak węgiel, czarna broda w formie klina, o strasznej, przebiegłej i przewrotnej, zwierzęcej twarzy, orli nos. Nagle antychryst stanął na ołtarzu, wyprostował się na całą swoją wysokość, wysoko uniósł głowę, a prawą rękę wyciągnął do narodu – na palcach miał pazury, jak tygrys i zaryczał swoim zwierzęcym głosem: „Jestem waszym bogiem, cesarzem i władcą. Kto nie przyjmie mojej pieczęci – ten poniesie śmierć tu, na miejscu”. Wszyscy padli na kolana, oddali mu pokłon i przyjęli pieczęć na głowę. Jednak niektórzy śmiało podeszli do niego i razem głośno krzyknęli: „Jesteśmy chrześcijanami, wierzymy w naszego Władcę Jezusa Chrystusa”. Wtedy w mgnieniu oka błysnął miecz antychrysta i głowy chrześcijańskich chłopców potoczyły się w dół. Przelano krew za Wiarę Chrystusową. A oto prowadzą dziewice, kobiety i małe dzieci. Na ten widok antychryst jeszcze bardziej się zbiesił i wrzasnął jak zwierzę: „Śmierć im. Ci chrześcijanie to moi wrogowie – śmierć im”. Poniosły od razu śmierć na miejscu. Ich głowy potoczyły się na podłogę, a po całej cerkwi rozlała się prawosławna krew.
Potem prowadzą do antychrysta dziesięcioletniego chłopca, by oddał mu pokłon i mówią do niego: „Padnij na kolana” – ale chłopiec śmiało podszedł do tronu antychrysta i powiedział: „Jestem chrześcijaninem i wierzę w naszego Władcę Jezusa Chrystusa, a ty jesteś wyziewem piekła, synem diabła, jesteś antychrystem”. „Śmierć” – zaryczał strasznym, dzikim rykiem. Wszyscy padli na kolan przed antychrystem. Nagle zagrzmiało tysiące gromów i tysiące niebiańskich ognistych piorunów zaczęło przeszywać powietrze i zabijać sług antychrysta. Nagle największa błyskawica, w kształcie krzyża uderzyła z nieba i trafiła antychrysta w głowę. Zamachnął się on ręką i upadł, korona spadła mu z głowy i rozsypała się w proch, a miliony ptaków latały i dziobały trupy bezbożnych służalców antychrysta.

Nagle poczułem, że starzec wziął mnie za ramię i powiedział: „Idziemy w dalszą drogę”. Znów widzę ogromne ilości krwi, po kolana, po pas; och, przelano takie wielkie ilości chrześcijańskiej krwi. Wtedy przypomniałem sobie słowa, wypowiedziane w Apokalipsie Świętego Jan Teologa: „I będzie krwi po końskie uzdy”. Ach, Boże zbaw mnie grzesznego. Ogromnie się przestraszyłem. Nie miałem w sobie życia, ani nie byłem martwy. Widzę przed sobą Aniołów, którzy latają i śpiewają: „Święty, Święty, Święty Bóg-Władca”. Oglądnąłem się, a starzec klęczał i modlił się. Potem wstał i łagodnie powiedział: „Nie martw się. Szybko, szybko będzie koniec świata, módl się do Boga. On jest miłosierny dla Swoich sług. Już nie lata zostały do końca, ale godziny, dlatego bardzo szybko, będzie koniec”.

Potem starzec błogosławił mnie i wskazał ręką na wschód, mówiąc: „Idę właśnie tam”. Padłem na kolana, oddałem mu pokłon i widząc, że szybko oddala się od ziemi pośpiesznie zapytałem go: „Jak masz na imię cudowny starcze?” Potem krzyknąłem głośniej. „Święty ojcze, powiedz jak masz na imię?” – „Serafim, – cicho i miękko powiedział do mnie starzec, a to co widziałeś, opisz i nie zapomnij o tym wszystkim ze względu na Chrystusa”.
Nagle jakby nad moją głową rozległ się dźwięk dużego dzwonu. Obudziłem się, otworzyłem oczy. Na czoło wystąpił mi zimny pot, w skroniach coś pukało, serce mocno biło, nogi drżały. Odmówiłem modlitwę: „Niech powstanie z martwych Bóg”. Boże, Władco, wybacz mi, grzesznemu i niegodnemu słudze Twojemu Janowi. Bogu naszemu Chwała. Amen.

Źródło: http://wiadomosci.monasterujkowice.pl/?p=6600
ros.: http://afanasiy.net/apostasyia-poslednyh-vremen

[1] pierwsze słowa międzynarodówki.

Wytłuszczenia – od redakcji PK – zaznaczają poszczególne wizje.